Blog o mojej miłości do staroci, porcelany, róż i wierszy.

poniedziałek, 18 września 2017

STRYCHOWE SKARBY





       Weekend przyniósł mi wiele wrażeń i wiele zdobyczy. Najpierw na targowisku zdobyłam długo poszukiwany czarny wazon, a jako dodatek dla niego japoński kałamarz i taki śmieszny mały cedzak ceramiczny.



      Potem koleżanka zabrała mnie na prawdziwe starociowe safari. Jej znajomy kupił niedawno stuletni dom na wsi i chciał pozbyć się zalegających w nim gratów. Niestety nie byłyśmy pierwsze na tych łowach i część skarbów, w tym stare zabawki, zostały już sprzątnięte. Jednak wróciłam z wyprawy z prawie pełnym bagażnikiem samochodu.
      Część rzeczy kupiłam po bardzo okazyjnej cenie, drugie tyle dostałam w prezencie.  Nareszcie mam krzesło, o którym marzyłam od lat, takie na jakim siadałam przy stole w domu mojej babci. Zdjęcia pokazują jak wyglądało prosto ze strychu, potem umyte, a na końcu zakonserwowane. Cieszę się, że ratanowa plecionka jest w stanie idealnym. Mam też stary stołeczek, którego zdjęcie nie wyszło, pokażę innym razem.


      Zdobyłam też całą masę PRL’owskich szklanek musztardówek, większość ma sygnatury ZPS (Zakłady Przemysły Szklarskiego), S lub T. Na niektórych zachowały się etykiety. Szklanki pochodzą z lat 50 – 70 tych. 

       Trochę butelek aptecznych z czasów PRL i starszych, niemieckich. Na niektórych były etykiety, które zachowałam.
Dwie zielone są po środku na reumatyzm.


       Dwa ładne wsporniki do półki. Stare klucze, garnek nazywany u nas grapą, dużą butlę na naftę.




      Piórnik przedwojenny, choć prawie identyczny, jak ten, który miałam w I klasie.

      Zostałam też obdarowana świętymi figurami. Trzy Maryjki, w tym jedna w stanie idealnym, sygnowana SK 464


 i dwie figury Chrystusa, niestety obie uszkodzone. Zwłaszcza wielka figura Dobrego Pasterza, pan obiecał, że jeśli podczas sprzątania znajdą się pozostałe kawałki to mi je przekaże.

       W miarę odnawiania i konserwacji skarbów będę je prezentowała na blogu.

czwartek, 14 września 2017

OSTRE CIĘCIE





       Najstarsze nożyczki pochodzą w egipskich wykopalisk, z XV w. p.n.e., są całe złote i służyły najprawdopodobniej do obcinania włosów.

Egipt XV w. p.n.e.


       Również te nożyczki są egipskie datowane na 12 do 8 wieku p.n.e.
Egipt 12-8 w. p.n.e.


      Grecy i rzymianie posługiwali się nożycami kabłąkowymi, kojarzonymi u nas ze strzyżeniem owiec. Znane mam współcześnie nożyczki wymyślono w Rzymie około 100 r. n.e.

Kabłąkowe nożyce hellenistyczne , Turcja , 2 w. n.e.
 
Kabłąkowe nożyce wspólczesne

      Kabłąkowymi nożycami posługiwano się w starożytnych Chinach
Chiny, dynastia Tang , 7-10 w. n.e.


      W Europie używano ich w celach krawieckich i fryzjerskich aż do XVII w.

Galia 5-8 w. n.e.


      Jednak już w średniowieczu używano też nożyczek podobnych do współczesnych.

XIV w. n.e.


       Jakoś tak, nie wiem kiedy, w moim domu nagromadziło się tych nożyczek sporo i praktycznie wszędzie są.


 W kuchni, w pudełku z przyborami krawieckimi, w szufladce maszyny do szycia, przy lustrze, w łazience, a nawet w garażu. Wielkie i ciężkie angielskie do krojenia materiału.



      I malutkie nożyczki hafciarskie.



      Nożyczki do papieru i do paznokci. Stare i zupełnie nowe.

 Nożyczki często są sygnowane przez producenta. Najwięcej mam z polskiej firmy Gerlach i niemieckiego Solingen, które jest do dziś nożowo - nożyczkowym pępkiem świata.




      I tylko, jak ich bardzo potrzebuję, to nigdy nie ma ich akurat pod ręką. ;)



sobota, 2 września 2017

PIERWSZY DZWONEK




      Minęły wakacje. W poniedziałek zabrzmi pierwszy dzwonek. Trochę mi dziwnie, bo przecież tyle lat dzwonek rozbrzmiewał 1 września, chyba, że była niedziela, albo wolna sobota.
Dla mnie to będzie już ostatni pierwszy dzwonek, za rok o tej porze będę na emeryturze.

Wrześniowy dzwonek
Wrzesień przecieka mi przez palce
szkolnym dzwonkiem
fioletowym wrzosem
Zaklęta Ariadna
tka kobierzec
srebrnej  pajęczyny
Wsłuchana w ciszę
spadających liści
idę ku ostatnim
odrobinom lata
Na ustach malin
złote pszczoły
spijają słodkie
krople słońca
A dzwonek natrętnie
jak rozdrażniony bąk
i żuk jak kropla atramentu
na białej kartce ścieżki
zatrzymują moje kroki
Czas wracać
        Początek roku szkolnego, to dla mnie też czas wspomnień, o mojej szkole, nauczycielach, koleżankach i kolegach z ławki. 

moja podstawówka

       Także o książkach, jakże innych niż dzisiejsze. Nie chodziliśmy do zerówki, a dzięki Elementarzowi M. Falskiego do końca pierwszego półrocza wszyscy w klasie nauczyli się czytać. Pamiętam, jak przed panią z kuratorium przyszło mi czytać tekst o jodełce. Niestety zdjęcia podręcznika do matematyki, a raczej rachunków, jak je nazywaliśmy nie znalazłam w sieci. 

zdj. z sieci

       Pisaliśmy piórem tzn. stalówką w obsadce, maczaną w kałamarzu. Trzeba było uważać, żeby nie zrobić kleksa. Miałam drewnianą obsadkę, lakierowaną i niestety często obgryzaną. Pisaliśmy oczywiście w zeszycie w trzy linie.


w takim zeszycie wolno było pisać dopiero w szkole średniej
      Najbardziej oczywiście lubiliśmy rysunki i prace ręczne czyli plastykę i technikę.  Ostatnio podczas porządków moja siostrzenica znalazła swoje szkolne farbki z początku lat 90tych,  zobaczcie cenę!


      A mnie udało się w ramach wymianki z panią od plastyki zdobyć kredki z 1984 r.


      Najbardziej żałuję, że moja mama nie zachowała mojego pierwszego zeszytu.
      Wszystkim, którzy zaczynają rok szkolny życzę powodzenia w nauce i pracy. Jeszcze tylko wrzesień, październik, listopad … maj, czerwiec i …
Wakacje, znów będą wakacje …