Jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B. Przestawiam Wam moje "eks-kluzywne" sztućce z czasów głębokiego PRL'u.
Niewiele ich, bo zwyczajnie ludzie się ich pozbywali. Duże łyżki obiadowe najczęściej dawano dzieciom do piaskownicy, zamiast łopatek. Małe łyżeczki też dawano do zabawy, a widelce wyrzucano, jako bezużyteczne. U mnie ocalało tyle.
Tylko nóż jest nadal w użyciu. Jest zawsze ostry i najlepiej obiera mi się nim ziemniaki i owoce.
Wszystkie sztućce pochodzą sprzed roku 1975. Były nawet sztućce deserowe.
Co dziwniejsze sztućce aluminiowe są prawie wszystkie sygnowane
FWM - Fabryka Wyrobów Metalowych w Stojadłach
FNS - Fabryka Nakryć Stołowych Drzewica
S - Skawina
S.P. STOP - Spółdzielnia Pracy "Stop"
Noże aluminiowe u mnie też w użyciu.:)
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to jest zrobione, ale po 50-60 latach ciągle ostre. :) Pozdrawiam :)
UsuńNiestety, u mnie po kilku przeprowadzkach już takich nie ma. Ale widzę tu na fotografiach kilka które były u nas i domu
OdpowiedzUsuńmojej babci. Niby takie nic, a od razu znalazłam się myślami w dalekiej beztroskiej przeszłości. Dzięki Ci za to!
Fajnie, że na coś się przydały. Choćby aby ożywić wspomnienia. :) Pozdrawiam :)
UsuńO, jaka piękna kolekcja! Kiedyś, jak byłem mały, musieliśmy ściąć taką starą jarzębinę, która w każdym momencie mogła się sama złamać i spaść. Ja jako ciekawe dziecko zaraz po ścięciu tam poleciałem, żeby zobaczyć co się stało. Jakież było moje zdziwienie, jak w dziurze od korzenia znalazłem stare okulary i srebrny widelczyk ze starych lat. Piękne wspomnienie... Pozdrawiam ciepło! :)
OdpowiedzUsuńNo proszę, znalazłeś ukryte skarby ;) Pozdrawiam :)
UsuńObejrzałam sztućce aluminiowe ale również te srebrne i platerowane, masz piękną kolekcję kochana, no i goście Ci nie straszni, każdy dostanie nakrycie. Ja mam kilka po rodzicach i tez zachowuję w kasetce:))Pozdrawiam Tereniu:)
OdpowiedzUsuńU mnie po rodzinie nic nie zostało. Moja mama miała takie zwyczajne sztućce, a gdy byłam dzieckiem, to mieliśmy właśnie aluminiowe. :) Jedynie mam po mamie komplet platerowanych łyżeczek, które dostała w latach 60tych na imieniny od koleżanek. Kilka pań się składało, żeby kupić jakiś lepszy prezent, to te z kasetką Jubiler. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńU nas też nic się nie ostało:))ale mieliśmy takie deserowe i gdzieś przepadły::)))pozdrawiam serdecznie:))
OdpowiedzUsuńPrzyznam się, że sporo wyrzuciłam :) Pozdrawiam serdecznie. :)
UsuńU mnie tylko nóż się ostał i sentyment pozostał.
OdpowiedzUsuńnoże to jednak były super jakości. Żałuję, że mam tylko jeden :)Pozdrawiam serdecznie. :)
Usuń"FNS" ! Tak była sygnowana moja ukochana łyżeczka do herbaty :)
OdpowiedzUsuńByła? To znaczy już nie masz? Ja się przyznam nie cierpiałam aluminiowych łyżeczek, bo parzyły w palce i jak się czasem przygryzło, to smak był okropny. :)
UsuńU mnie są 3 noże i cały czas w użyciu :D Zgadzam się , że świetne do obierania warzyw i owoców :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, Agness :)
Okazuje się, że jest sporo zwolenników starych noży z PRL. :) Pozdrawiam :)
Usuńhehehe, przypomniały mi się przy okazji inne osiągnięcia PRL-u. Uścichy serdeczne :-)
OdpowiedzUsuńPodpowiedz jakie, może jeszcze o nich nie pisałam :) Buziaki :)
UsuńNie pisałaś Teresko, bo to innego rodzaju osiągnięcia, nie ma się czym szczycić ;-) Buziaki :-)
UsuńPamiętam te aluminiowe sztućce... Do piaskownicy nadawały się jak żadne inne...
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy jakbym poszukała na podwórku i pod tarasem, to znajdę jeszcze jakieś ;)
UsuńMuszę przyznać, że widelczyki i łyżeczki z kolorowymi uchwytami są urocze. :)
OdpowiedzUsuńMam taką jedną dużą łyżkę i zawsze kłócimy się z mężem kto ma nią jeść ,hi hi pozdrawiam
OdpowiedzUsuń